Podczas spaceru nadbrzeżnym deptakiem Thames Pathway moją uwagę zwróciły drobne, niepozorne kwiatki, których obecność - w mojej opinii - dobitnie pokazuje przepaść między angielskim, a naszym, polskim rozumieniem wykorzystywania zasobów przyrody.
Kwitnące chwasty
Centralny Londyn w ogóle latem tonie w kwiatach. To niesamowite, że mając do dyspozycji często tylko malutkie balkoniki albo parapety, ludzie potrafią je tak przystroić, że wewnętrzne uliczki często przypominają parkowe alejki. Kreatywność Londyńczyków pod tym względem zawsze robi na mnie ogromne wrażenie, a w tak przystrojonym otoczeniu naprawdę chce się mieszkać.
Kwiatki nad Tamizą, o których chcę mówić, są nieco inne, chociaż równie piękne i widać wśród nich ten sam zmysł estetyczny, bo one też zostały posadzone nad Tamizą "sztucznie", tzn. ręką ludzką. Rzecz w tym, że te piękne klomby, które widać na zdjęcu, składają się z pospolitych - nazwijmy to wprost - chwastów. A mówiąc dokładniej, z roślin, które porastały brzegi Tamizy, zanim zagospodarował je człowiek.
Zniewolona rzeka
Tamiza, a właściwie jej ujście, to w ogóle dość nieprzewidywalna i intrygująca rzeka. Od przedmieść Londynu aż do morza jest w zasadzie estuarium, czyli połączeniem wody słodkiej i słonej. Nie każda roslina jest w stanie się rozwijać korzystając z takiej słonawej wody. W dodatku pływy Morza Północnego powodują, że poziom wody w Tamizie w ciągu doby zmienia się o... siedem metrów! Nic dziwnego, że mieszkańcy przez tysiące lat próbowali Tamizę ujarzmić. Kiedy się wreszcie udało (m.in. dzięki budowie gigantycznej zapory tuż za Londynem) okazało się, że ów sukces zmiótł z brzegów rzeki większość dotychczasowego roślinnego i zwierzęcego życia. I teraz tam, gdzie jeszcze nic z tym nie zrobiono, wygląda to tak:
W ciągu ostatnich 10 lat zaczęto to życie po trochu odtwarzać.
Projekt "Tidal Thames"
Mniej więcej w 2005 roku powstał pomysł, że skoro z przyrody nie zostało nic, to... zacznijmy od podstaw. Zróbmy zupełnie nowy ekosystem na podstawie całej posiadanej - niestety dość skromnej - wiedzy o tym, co na brzegach Tamizy żyło przed wiekami w tej pływowej strefie. Przywróćmy masowo niegdyś poławianego węgorza europejskiego, brzany, morskie labraksy, krewetki słodkowodne, szczeżuje, jętki. Oczywiście nie da się tymi gatunkami zdewastowanych miejsc po prostu zasiedlić - najpierw trzeba przygotować dla nich odpowiednie środowisko. Stąd jednym z pierwszych kroków są wymienione wcześniej kwiatki.
Bo co my tu mamy? Te białe drobne kwiaty zbite w grona to tzw. kropidło (Oenanthe crocata), czyli coś w rodzaju dzikiego selera (nawiasem mówiąc - śmiertelnie trujące po zjedzeniu nawet kilku liści). A te większe, podobne do rumianku, to aster solny (Aster tripolium), spotykany też gdzieniegdzie w Polsce, ale najlepiej rosnący na takich właśnie słonawych terenach. Sól uwielbia też inula (Inula crithmoides) - to te żółte kwiaty. Z kolei chyba najładniejsze, ale akurat nie kwitnące w momencie, kiedy robiłem to zdjęcie, pokrojem nieco przypominające lawendę to krwawnica pospolita (Lythrum salicaria), chwast tak inwazyjny, że np. w USA wypiera rodzime gatunki.
Rzecz w tym, że właśnie taki zestaw roślin, taka okresowo zalewana słoną wodą łąka, tworzy odpowiednie środowisko dla utrzymania wielu z wymienionych wcześniej gatunków.
Tamiza a sprawa polska
I teraz najważniejsze pytanie: po co to wszystko? Tu jest właśnie ta różnica między naszym sposobem pojmowania świata, a takim bardziej dojrzałym. Pieniędzy przecież z tego nie ma i nie będzie. Ktoś mógłby powiedzieć (i w Polsce nierzadko czytam takie wypowiedzi), że tu jest miasto, a jeśli chcę pooglądać przyrodę, to niech sobie wyjadę do lasu. Burmistrz Londynu dał się jednak przekonać, że ludziom do życia potrzeba czegoś więcej niż betonu, asfaltu i benzyny.
A u nas? W 2011 r. pod pozorem rewitalizacji ogolono z krzewów cały brzeg w okolicach Portu Czerniakowskiego na Wiśle. Jak pisał wówczas Przemek Pasek, rewitalizacja to słowo pełne treści, które może byc przeróżnie interpretowane. Kolejne dwa lata upłynęły pod znakiem takich właśnie interpretacji: wycinki wszystkiego co rośnie i dewastacji przyrody wewnątrz wałów na przestrzeni całego biegu rzeki.
Tamiza w Londynie to kolejny przykład, co można osiągnąć, myśląc w nieco dalszej perspektywie niż "do końca wyborów".