Spacerując nad Tamizą wzdłuż jej londyńskiego brzegu chciałbym podzielić się z Wami... dobrą nowiną. Tak mi się kojarzy ta rzeka z życiem, śmiercią i zmartwychwstaniem, a Wielkanoc to dobry moment, żeby mówić o takich sprawach. W dodatku wydaje mi się, że często zapuszczamy się na krańce świata, by w egzotyce szukać niezwykłości i zdumień, a tymczasem ja znajduję je częściej tuż za miedzą. Albo za kanałem angielskim (lub, jeśli ktoś woli, la Manche).
Dziwię się więc Tamizie, w której ciemnej toni pobłyskują srebrzyste grzbiety pstrągów lub łososi (trudno z góry rozróżnić).
A przecież od zarania dziejów do Tamizy wrzucano, co popadnie.
Do rzecznej toni masowo wrzucano zwłoki ofiar Wielkiej Zarazy w roku 1665, a także Wielkiego Pożaru rok później. Czyniono to zresztą bez skrępowania, bo i tak już wcześniej woda w rzece nie nadawała się do picia.
Król Henryk VIII po ogłoszeniu się głową Koscioła w Anglii zwykł był wrzucać do Tamizy zwłoki lub chociaż głowy niepokornych duchownych, słusznie uważając utopienie w ścieku za najwyższą zniewagę. Robili też to gorsi od niego. Na przykład zwłoki swoich ofiar topił też (znacznie później) w Tamizie słynny Kuba Rozpruwacz, by na koniec samemu rzucić się w jej odmęty.
Pod koniec XIX stulecia czcionki drukarskie w symbolicznym geście wrzucił do Tamizy William Morris, prerafaelicki artysta, marząc, że tym samym utopi cały bezduszny industrializm. Ołowiane czcionki poszły na dno. Industrializm jak widać wypłynął.
Oprócz tego wrzucano od zawsze zwykłe, codzienne odpady: śmieci, osobiste nieczystości, zepsute mięso, martwe zwierzęta.
W 1858 roku do Tamizy nie było juz jak wrzucać nowych śmieci, bo mogłyby się odbić od powierzchni. Rzeka i jej brzegi stały się strefą całkowicie martwą, pozbawioną ryb, roślin i ptactwa, a intensywny odór, jaki unosił się nad Tamizą, podczas szczególnie gorącego lata wymusił opuszczenie przez rząd Pałacu Westminsterskiego i ucieczkę w głąb miasta.
Tym, że biedota nad brzegami Tamizy nadal żyła w smrodzie i brudzie, niewielu się przejmowało. Choć trudno uwierzyć, jeszcze około 1850 roku Anglicy z rezerwą podchodzili do kwestii higieny, a nieczystości wyrzucali na ulice. Sytuacja zmieniła się jednak w chwili, kiedy królowa Wiktoria postanowiła zamieszkać w pałacu Buckingham, po czym odkryła, że nie ma w nim toalet, a okna trzeba trzymać zamknięte, bo znad Tamizy dolatuje straszliwy odór. Coś z tym trzeba było nareszcie zrobić i w ten oto sposób powstał projekt miejskiej kanalizacji i filtrów.
Kanalizację i filtry zbudowano i przez pewien czas warunki do życia poprawiały się. Ale Londyn rozrastał się błyskawicznie, fabryk ulokowanych nad brzegami przybywało i wkrótce problem wrócił do stanu poprzedniego.
I teraz następuje najciekawsze, bo epilog przypomina bajkę. Czyżby ludzie zmądrzeli? A może po prostu los zrządził, że stopniowo ciężki przemysł wycofał się znad Tamizy. Dość, że w ciągu ostatnich kilkunastu lat cuchnący ściek, jakim była Tamiza jeszcze pięćdziesiąt lat temu, dziś jest rzeką o wodzie tak czystej, że używana jest powszechnie w domach i restauracjach.
Dziś spaceruję i dziwię się, że - inaczej niż w Warszawie nad Wisłą - jest tu ładnie, czysto i bezpiecznie. Że Tamiza nie wylewa jak Wisła. A przede wszystkim - że nie śmierdzi jak Wisła.
Że wygląda jak Wisła, o której mojemu ojcu opowiadał dziadek. W tej Wiśle z dawnych opowieści patrząc z warszawskiego mostu można było obserwować, jak całymi ławicami płynęły nie tylko ogromne łososie, ale i jesiotry. W której sumy i szczupaki polowały na kaczki, a nawet nieostrożne psy. Nad którą doświadczeni wędkarze odradzali młodym wędkowanie w miejscach, gdzie ogromne brzany łamały im wędki.
Wiedza, czym była Tamiza jeszcze pięćdziesiąt lat temu, pozwala mieć nadzieję, że ten proces degradacji jest jednak odwracalny, Że również Wisła odrodzi się w podobny sposób, jeśli tylko jej na to pozwolimy. Właśnie my, nie enigmatyczni "oni", którzy być może powinni o to zadbać. My w swoich domach możemy zatroszczyć się o nie wylewanie dziwnych substancji do zlewu, o nie marnowanie wody bez potrzeby. My w fabrykach możemy zabezpieczyć odpady by nie trafiały do kanalizacji. My, którzy może w końcu pojmiemy, że wylanie ścieku do rzeki wychodzi w sumie znacznie drożej.