Pana Kamila Durczoka zawsze miałem za świetnego dziennikarza i w ogóle jednego z najbardziej inteligentnych ludzi. Tym większy był mój szok, kiedy wpadł mi w ręce felieton o "ekoszachrajstwie", jaki zamieścił w dzienniku Polska. Otóż pan Durczok znalazł i zidentyfikował przyczynę naszego polskiego zapóźnienia w stosunku do krajów "starej" Unii. Tą przyczyną jesteśmy - o zgrozo! - my. Ekoterroryści, ekoszachraje, ekoszaleńcy i ekoidioci. To właśnie my, pod pozorem ochrony przyrody, blokujemy rozwój gospodarczy Polski. Straszne? To jest jeszcze nic, bo my skazujemy na wyniszczenie całe miasteczka i zatruwamy życie milionom ludzi. Atakujemy z ukrycia, a ofiara kona długo, boleśnie i powoli. Gdyby tak dało się nas jakoś usunąć, to Polska w ogóle inaczej by dziś wyglądała.
Piszę "my" trochę na wyrost, bo sam nie noszę dredów, rzemyków ani moro, no i żadnej inwestycji jeszcze nigdy nie zablokowałem. Ale to nie znaczy, że bym nie chciał. Tylko że wydaje mi się, że pan Durczok chyba mocno przecenił możliwości moje i innych "zielonych". Przychodzi mi do głowy myśl, że może zalazła mu za skórę jakaś konkretna organizacja ekologiczna w równie konkretnej sprawie i stąd ten niezwykle emocjonalny felieton i ta niezbyt trafna ocena co do ogólnej skuteczności takich działań. Moja ocena, z drugiej strony barykady, jest zupełnie inna.
Śpieszę zapewnić pana Durczoka (i aż mi wstyd, że muszę wyjaśniać tak elementarne sprawy), że w Polsce inwestycjami nie trzęsą ekolodzy. W Polsce niepodzielnie rządzi biznes. System gospodarczy w Polsce jest oparty na przepływie pieniądza i to wzrost dochodu narodowego jest wyznacznikiem sukcesu, a nie liczba ocalonych żab czy ptaków. Właśnie dlatego inwestor - deweloper jest królem, któremu urzędnicy administracji państwowej kłaniają się w pas i nagną dla niego wszelkie zasady i prawa, w imię źle - według mnie - rozumianego postępu. Budowane osiedle spowoduje zagładę ekosystemu? To i cóż - z tych żab i ptaków i tak pieniędzy żadnych nie ma. Nowy wieżowiec zasłoni okna ludziom z sąsiedniego budynku? Kogo to obchodzi, przecież już pieniądze zapłacili. Protestują? Jak śmią wstrzymywać postęp! Tak to właśnie wygląda.
Śpieszę również uprzytomnić, że demagogiczną bzdurą jest Pana twierdzenie jakoby to ekolodzy coś blokowali. No, może w kilku wyjątkowych przypadkach (np. Rospuda albo góra Św. Anny). Inwestycje na wniosek ekologów blokują polskie niezawisłe sądy i prokurator. Czy to właśnie z nimi chciałby Pan walczyć? Czy uważa Pan, że prokurator uznaje skargi za zasadne, bo żal mu się zrobiło zwierzątek? Nie, prokurator działa wtedy, kiedy nastąpiło złamanie polskiego prawa, które w procesie inwestycyjnym jest łamane dosłownie na każdym kroku.
Prawo łamie się zresztą już zupełnie oficjalnie przy pomocy tzw. specustaw, służących właśnie do łamania prawa w świetle prawa - w imię postępu i większego dobra. Zwykle chodzi o większe dobro inwestora i doraźne finansowe zyski. Zacytuję tu słowa jednego z pomysłodawców specustawy o Euro2012: "Gdybyśmy przyjęli założenia czysto moralne, tobyśmy nigdy niczego nie mieli".
Jeśli zaś chciałby Pan wiedzieć, jak wyglądają efekty współpracy (wymuszonej protestami!) ekoterrorystów i przedsiębiorców, proszę przyjrzeć się, na przykład, Balearom. W szczególności Majorce. Tam rzeczywiście bez zgody "zielonych" nie postawi się ani nie wyburzy nawet śmietnika czy garażu. Trwa to już kilkadziesiąt lat i słowo daję, że chciałbym, by Polska chociaż w części tak wyglądała.
- Michał Kaźmierczak -