Drogi publiczne Majorki

Majorka, droga dla rowerów

Nieodmiennie na hiszpańskich wyspach zadziwiają mnie drogi publiczne i ich jakość. Zwłaszcza, kiedy porównam je z tym, co widzę na każdym kroku w Polsce. Majorka, niewiele większa od polskiego województwa, dorobiła się przecinającej wyspę 40-kilometrowej autostrady, drogi ekspresowe pokrywają ją gęstą siecią , a wszystko wygląda na wybudowane wczoraj.

Patrzę na drogę dla rowerów i oczom nie wierzę. Proszę też przyjrzeć się (na zdjęciu powyżej) - nie tylko jest gładka i asfaltowa, a nie z polbruku czy płyt chodnikowych, ale nawet ma wymalowane pasy ruchu, a bezpieczeństwa rowerzysty strzegą barierki z obydwu stron!

Przyglądam się później z okna hotelu, jakie też samochody jeżdżą po większych drogach. Ruch jest duży, a nawet bardzo duży. W dodatku oprócz osobówek co kilka minut przejeżdża ciężki piętrowy autokar pełen przyjezdnych. Jest południe i upał robi się trudny do zniesienia, całe szczęście, że każdy z tych autokarów jest klimatyzowany. Ale rozgrzany asfalt z pewnością zrobił się miękki i przejazd takiego pojazdu (który waży tyle, co czołg) musiał zostawić na nim ślady, tak, jak często dzieje się to u nas już przy 30 stopniach. Wychodzę, sprawdzam i... nic! Nawierzchnia w idealnym stanie. Żadnych kolein, dołów, wyrw. Jak oni to robią?

Droga publiczna w stolicy Majorki, Palmie

Jak to możliwe, skoro średnio na kilometr kwadratowy Majorki przypada więcej samochodów, niż gdziekolwiek indziej w Europie? Skoro - jak już pisałem wcześniej - praktycznie wszystkie inwestycje na Balearach podlegają kontroli "zielonych", czyli ekologów? Skoro przez cały sezon drogi są dosłownie rozjeżdżane przez niewiarygodnie liczne tłumy turystów, na dodatek poruszających się ciężkimi piętrowymi autokarami?

Tylko w województwie mazowieckim w 2011 roku ruch uliczny spowodował 712 ofiar śmiertelnych, a ponad 6 tys. zostało rannych. To szokujące liczby. Dla porównania tragiczne trzęsienie ziemi we włoskiej l'Aquili pochłonęło 308 żyć, a rannych zostało około półtora tysiąca. Majorka, trochę mniejsza od mazowieckiego, straciła w 2011 roku - o ile wiem - 42 osoby. I nie ma co zasłaniać problemu samym tylko jeżdżeniem na podwójnym gazie - zaręczam, że w porównaniu z turystami na Majorce, Polacy są wzorem trzeźwości.

Może ta różnica wynika stąd, że hiszpański rząd zdaje sobie sprawę, że nie stać go na to, by tracić tak głupio obywateli i budować nie do końca bezpieczne drogi. Ale to wymaga myślenia bardziej dalekosiężnego, niż perspektywa od wyborów do wyborów. Wymaga czegoś więcej niż "byle zdążyć do Euro". Może też wymaga trochę wyspiarskiego sposobu myślenia, bo mieszkańcy Majorki doskonale wiedzą podczas budowy czy remontu drogi, że przyjdzie im po niej regularnie jeździć, bo wyspa jest mała. Że budują również, a może przede wszystkim - dla siebie.

Dlatego nawet na kompletnym zad.... uboczu, w górskich wioskach publiczne drogi wyglądają tak:

Droga publiczna w majorkańskim miasteczku

Być może zainteresuje Cię również:

Reklama