Pomarańcze

Dojrzałe pomarańcze, Marakesz

Skuszony licznymi opisami na podróżniczych stronach internetowych dałem się namówić na szklaneczkę soku ze świeżo wyciśniętych pomarańczy na słynnym placu Jamaa el Fna w Marakeszu. Sok wyciskają na oczach spragnionego klienta sprzedawcy w charakterystycznych kolorowych wozach rozstawionych po całym placu. Wozów jest mnóstwo i trochę się dziwię, że oni wszyscy jakoś wychodzą na swoje wobec takiej konkurencji.

Sprzedawcy soku z pomarańczy na placu Jamaa el Fna, Marakesz

(Nawiasem mówiąc, proszę zwrócić uwagę na portret w prawym górnym rogu zdjęcia. To Jego Wysokośc M6, jak tu mówią w skrócie na króla Mohammada VI. Te portrety Marokańczycy umieszczają dosłownie wszędzie, a już zwłaszcza w miejscach publicznych i choć trochę oficjalnych. Pamiętam podobne portrety z dawnych lat w Polsce, tylko że nasi dygnitarze byli na nich nadęci, a tu M6 zawsze jest uwieczniony w jakiejś dziwnej "wyluzowanej" pozie. Nie wiem, czy tutejsi mają inne poczucie estetyki, czy po prostu są trochę złośliwi. Przyszło mi za to do głowy, że dla podróznika z daleka obecność takich portretów to całkiem niezły wskaźnik, czy przebywa w kraju prawdziwie demokratycznym, czy tylko z nazwy)

Ale do rzeczy. Szklaneczka soku kosztuje cztery dirhamy, czyli jakieś 1,6 zł. Tanio jak nie wiem, ale to nie dziwne - czego jak czego, ale cytrusów tu nie brakuje. Tylko że... legendy o nieprawdopodobnym smaku soku z Jamaa el Fna należy między bajki włożyć. Może kilka lat temu było inaczej, może jeszcze sprzedawcy się starali. A teraz warto przejść się na plac, by zobaczyć, jak można wyciskając miąższ z soczystych owoców osiągnąć efekt znacznie gorszy niż nalewając z kartonu.

Uprzedzam fanów tej atrakcji, by przyszli z własnym kubkiem. Bo sprzedawcy podadzą sok w szklance może i dopiero co umytej, ale przecież bieżącej wody tam nie ma. W czym więc ją myją? W wiadrze wypełnionym wodą w której pływa wszystko co najgorsze, z całego świata. Sok sam w sobie da się wypić, ale zupełnie nie ma się czym zachwycać.

Po tym doświadczeniu pewnie zraziłbym się do marokańskich pomarańczy na zawsze, gdyby nie to, że wcześniej piłem już prawdziwy świeżo wyciskany sok, w którego przygotowanie właściciele riadu, w którym mieszkam, włożyli znacznie więcej serca. Potwierdzam - rewelacja - a sokom hiszpańskim czy greckim ani się do niego równać. Wiadomo - jestem w królestwie cytrusów.

W Polsce mamy dosłownie zagłębie jabłkowe. Odmian i rodzajów zatrzęsienie. Bo szarlotka lepiej wychodzi z zielonych i kwaśnych, a do chrupania dobre są np. Jona Gold. Ale np. za oceanem jabłko to po prostu jabłko, może być najwyżej bardziej albo mniej dojrzałe. I na tej samej zasadzie u nas pomarańcza to pomarańcza i tyle.

A w Maroko odwrotnie. Kilo pomarańczy? Ale jakich konkretnie?

Navel, Salustiana, Nour, Afourer, a może późnych marokańskich? Do wyboru, do koloru z przynajmniej 20 odmian. Nic dziwnego, że przy takiej obfitości wśród marokańskich cytrusów można znaleźć najsmaczniejsze na świecie. Najlepsze owoce i najpyszniejsze soki, które wyciska się ze starannie dobranej mieszanki gatunków.

Prawie połowa z marokańskich pomarańczy dojrzewa w sadach rosnących pomiędzy Marakeszem a Agadirem, w dolinie Souss. Dużo słońca, ale za to mało wody, więc zbiory są trochę nieprzewidywalne i między innymi dlatego w Polsce znacznie częściej trafimy na owoce z Grecji czy Hiszpanii. A w ogóle to cytrusy zrywane na eksport i dojrzewające już w kontenerach w trakcie podróży to już trochę nie to. Lepiej wybrać się zimą albo wczesną wiosną na południe Maroka :-)

Reklama